poniedziałek, 28 maja 2012

Miasto bez ławek i za kratami

Tak się składa, że mam męża i dziecko małe, mam dla kogo żyć - jak śpiewał ktoś kiedyś. I z tym mężem oraz z tym dzieckiem chcieliśmy w zeszłym tygodniu, zaliczywszy już chyba wszystkie parki, odwiedzić wrocławski Rynek i Plac Solny w celu pogapienia się na ludzi, pomoczenia rąk w fontannie i takie tam. Nie mieliśmy w planach obiadu, piwa czy chociażby wody w cenie 7 zł w żadnym z rynkowych lokali. Chcieliśmy ławki, na której można usiąść, zjeść kanapkę i napić się wody z własnej torby. Ale chcieć to sobie mogliśmy, bo ławek na ich zwykłych miejscach nie zastaliśmy. Dlaczego? Nie wiem. Pan Kocięba mówi, że przez Euro.

Przez Euro też, i to już na pewno, spędziliśmy wczorajsze popołudnie w kompletnie ze wszystkich stron zakratowanym ogródku Jasia i Małgosi. Pod kościołem Św. Elżbiety rozłożył się kram z setką chyba mobilnych toalet, a wokół Rynku można poruszać się również wydzielonym kratami metrowej szerokości korytarzem, bo w środku powstaje scena, strefa kibica czy co tam jeszcze. Chciałam tylko zwrócić uwagę, że nie jestem kibicem i to chyba nie odbiera mi prawa do korzystania z uroków mojego miasta. Zresztą, nawet gdybym tym kibicem była, zagranicznym na przykład, to jadąc na mecz do obcego miasta, chciałabym zobaczyć je takim, jakie jest zazwyczaj - może tylko bardziej zatłoczonym. A co my szykujemy? Połączenie remontu z atmosferą wywózki - przez ludzi gonionych w ścisku wąskimi przejściami.

Nie lubię.

Dzień dobry, jestem z Kobry

I nic nie poradzę na to, że lubię jadać na tak zwanym mieście. A że moje miasto to Wrocław, więc będzie głównie o Wrocławiu. Lubię też jeść w ogóle, gotować dla siebie, pana Kocięby, młodej Trąby i dla wszystkich naszych przyjaciół, więc na swój domowy użytek uważam, że się znam. Będę więc dzielić się z Wami swoimi jedzeniowymi doznaniami, tymi dobrymi i złymi też. Będzie też trochę o tym, co mnie zadziwia, oburza, śmieszy lub zachwyca na wrocławskich ścieżkach. A jeśli uda mi się zgotować coś godnego uwagi, też nie omieszkam poinformować. Miłej lektury zatem,

Pani Kocięba